sobota, 11 kwietnia 2015

Juhu?

Um, aż mi głupio pisać po takiej przerwie. Czy wróciłam na stałe? Nie całkiem, aczkolwiek przed chwilką dodałam połowę, a może 3/4 kolejnej części Areosa. Kiedyś dopiszę resztę, tylko nie wiem kiedy (wena zapewne mnie dopadnie gdy czasu nie będę miała)
Póki co (jeżeli ktoś jeszcze tu zagląda i ma ochotę czytać to co raz na ruski rok publikuję) zapraszam do lektury. KLIK 

Jeżeli ktoś byłby zainteresowany co do moich przyszłościowych planów to oprócz dokończenia tego rozdziału Areosa, skończeniu NsM (jeżeli ktoś jeszcze to pamięta) to mam zamiar napisać one shota o Eiriku i w sumie mam ochotę naskrobać fanfika jednego. Wiem, wiem dużo mówię o planach a mało pisze. Chyba powinnam coś z tym zrobić...

No nic. Pozdrawiam i przepraszam za długą nieobecność ;-;

Areos ~ Królobójstwo

            Król Aethelm panował krótko, lecz mądrze. Nigdy nie działał pochopnie, wszystkie jego działania miały na celu dobro królestwa. Aethelm był szanowany i lubiany przez lud, dla którego chciał jak najlepiej. Nigdy nie chował się za pięknymi murami zamku, kiedy mógł pojawiał się na różnych zabawach i świętach.
            Areos z Anachem jak najszybciej przemierzali ciche miasto pogrążone w mroku. Wydawałoby się, jakby wszyscy wiedzieli już o tragedii, jaka się wydarzyła, chociaż było to niemożliwe. Jednak to było tylko wrażenie dwójki mężczyzn, którzy nadal nie potrafili uwierzyć w śmierć króla.
            Bez problemu dotarli do zamku, wbiegli do holu, w którym czekał na nich Dhavil. Krasnolud stał wyraźnie zmartwiony i zamyślony, niespokojnym ruchem ręki gładził swoją długą, siwą, prawie białą brodę. Dopiero po chwili spostrzegł Areosa i Anacha.
            - Nareszcie jesteście - rzekł niskim, lecz nieskrywającym lęków krasnoluda głosem. - Wszyscy na nas czekają w komnacie Aethelma - dodał, po czym udali się do ów pomieszczenia.
            Do komnaty dotarli dość szybko. Skrzypienie drzwi oraz ich kroki zakłóciły panującą ciszę, lecz ta po chwili na nowo zapanowała w pomieszczeniu. Nikt nie zwrócił uwagi na nowo przybyłych, każdy przyglądał się leżącemu na łożu ciału króla. Jego, wydawałoby się zdrowe, silne, ciało sprawiało wrażenie, jakby król Aethelm spał. Jasne włosy rozrzucone na poduszce otaczały królewską głowę niby korona. Jedynie nieunosząca się klatka piersiowa oraz martwe oczy wpatrzone w baldachim, wskazywały, iż władca nie żyje.
            Atmosfera była napięta, nikt nie ośmielił się przerwać tej grobowej ciszy. Zebrani stali obok siebie nie ruszając, nie wydając żadnego dźwięku. Ten dłużący się stan przerwał Syam podchodząc do martwego władcy. Przy łożu rozejrzał się po zebranych zadając im tym samym nieme pytanie. Każdy z nich lekko kiwnął głową, zezwalając wampirowi. Syam schylił się nad królem, a następnie wbił się w jego szyję. Pierwszy raz Areos, jak i zapewnie większa część Rady, byli świadkami jak przewodniczący wgryza się w jakieś ciało. Oczywiście zdarzały się przypadki, że wzywali wampiry, aby pomogły im w ustalaniu przyczyn zgonów. Jednak ta sprawa była zbyt ważna i pilna by zajął się tym ktokolwiek inny niż Syam.
            Wampir po chwili powoli wyprostował się płukając usta krwią króla. Jego oczy błyszczały groźnie, jakby były z krwi. Po chwili ujął w swe dłonie puchar by wypluć zawartość swoich ust. Czerwony płyn powoli wypełniał naczynie. Syam zamknąwszy oczy, wziął kilka głębokich oddechów tym samym uspokajając swój organizm. Dopiero po tych czynnościach mógł spojrzeć, już normalnym wzrokiem, na zebranych.
            - Król został otruty - zaczął spokojnie, jednak lekkie zmarszczenie brwi ukazywało pewne zmartwienie, niepokój. Nawet dla Syama sytuacja ta normalna nie była - Trucizna zawierała chloerostaplis, przez który śmierć została opóźniona nawet wiele godzin po jej spożyciu…
            - Cholera, w takim razie mieliśmy szpiega w zamku - mruknął zły Dhival - Musimy rozpocząć poszukiwania.
            - To nic nie da… - wtrącił, wzdychając cicho Lamearos. - Jeżeli użył chloerostaplis, to jest już daleko - w pomieszczeniu zapanowała cisza, nie trwała ona tak długo jak wcześniejsza, ale wystarczyła, aby każdy z mężczyzn mógł zagłębić się we własnych przemyśleniach dotyczących tej sprawy.
            - Nikt nie próbował jego potraw? - wtrącił Areos. - Przecież miał tych swoich przydupasów, którzy każdą potrawę przed nim kosztowali.
            Syam posłał służących by przyprowadzili Hesley'a oraz Garriego, którzy tamtego dnia próbowali potraw przed władcą. Mężczyźni natomiast udali się do komnat Rady, gdzie chcieli omówić daną sytuację. W milczeniu przechodzili przez kolejne pomieszczenia wciąż przed oczami mając ciało martwego władcę Aethelma.
            - Musimy zorganizować pogrzeb… Ponadto trzeba rozpocząć organizację koronacji - poruszył niewygodne tematy Anach.
            - Koronacja? Tak szybko? - zdziwił się Dhival. - A co z żałobą królewską? Powinniśmy przeczekać kilka tygodni…
            - Gdyby to była normalna sytuacja to owszem, koronację szykowalibyśmy dopiero za kilka tygodni - wtrącił Syam. - Ale teraz musimy zastosować nadzwyczajne środki działania. Aethelm został zamordowany, więc w takiej chwili… Adhikaera potrzebuje króla. Bez władcy dla innych królestw jesteśmy słabym państwem, nic nieznaczącym. Morderstwo króla było zagrywką polityczną.
            W pomieszczeniu nikt się nie odezwał, panowałaby względna cisza, gdyby nie głośne parsknięcie Areosa. Mężczyźni spojrzeli na wojownika ze zdziwieniem, złością, obawą, niepokojem.
            - Aethelm był bezdzietny… Naprawdę chcecie koronować… - wojownik spojrzał na mężczyzn, po czym głośniej się zaśmiał. - Mówicie o szacunku innych królestw, naprawdę uważacie, że ktokolwiek będzie uważał Adhikaerę za silne mocarstwo, gdy na tronie zasiądzie on?! Na bogów! Już ja byłbym lepszym królem niż książę Jammnis!
            Nagle tuż przy twarzy Areosa powietrze przecięła błyskawica, uderzając w podłogę koło stopy wojownika. Ten z kolei nie spodziewając się jej gwałtownie cofnął się potykając o własne nogi oraz upadając. Rada z oburzeniem patrzyła na wojownika, który skierował swój wzrok, na winowajcę całego zajścia, Anacha.
            - Jak śmiesz tak mówić?! - krzyknął wściekły Anach. - Nie masz prawa porównywać się do rodziny królewskiej, nie wolno obrażać ci księcia Jammnisa! Lepiej zajmij się sprawami, na których się znasz, a dyplomację zostaw nam, Radzie - dodał już nieco spokojniej. Areos w ciszy wstał nie patrząc na mężczyzn. W tej niezręcznej chwili do pomieszczenia wszedł posłaniec.
            - Przepraszam, że przeszkadzam - zaczął. - Ale Hesley nie żyje, natomiast Garri znikł i nikt nie wie, gdzie się znajduje.
            - To pewnie ten szpieg! - krzyknął Dhival. - Żeby z taką łatwością mógł zbliżyć się do króla…
            - Morderstwo pewnie już dawno temu było planowane. Zresztą nie jest możliwe, aby od razu móc kosztować dań królewskich - Lamearos z pobłażeniem spojrzał na krasnoluda. - Musimy dokładnie sprawdzić wszystkich ludzi pracujących na zamku… A nawet sami musimy być ostrożniejsi…
            - Pieprzyć ostrożność! Trzeba znaleźć mordercę, a nie dumać nad jego planem! Jeżeli tylko dostanę pozwolenie, wyruszę wraz z wojskiem i go znajdę…
            - Areosie, to na nic. W tej chwili jesteś bardziej potrzebny tu, w stolicy - wtrącił milczący dotychczas Irtes, kładąc rękę na ramieniu wojownika. - Zresztą nie dasz rady, przeczesać wojskiem całego królestwa. Jeżeli Garri stoi za morderstwem, jest już zapewne daleko od stolicy. Jeżeli wojsko zacznie go szukać, szybko rozniosą się pogłoski, co wzmoży jego ostrożność. Jedynie lud zaniepokoisz bardziej niż to konieczne. Wraz z moimi szpiegami zajmę się poszukiwaniem - dodał, zwracając się do przewodniczącego Rady.
            - Dobrze, niech tak będzie - zgodził się Syam. - Twoim zadaniem, Areosie, będzie główna ochrona księcia Jammnisa.
            - Ja? Nie uważacie, że powinienem zająć się ważniejszymi sprawami? Adgil może zająć się bezpieczeństwem Jammnisa. A jeżeli uważacie, że to nie wystarczy, to Eafil może mu pomóc. Gwarantuję, że obaj nie mają ważniejszych spraw w tej chwili. Z kolei ja będę mógł zająć przygotowaniami wojska oraz szukaniem mordercy…
            - Nie możemy ufać Adgilowi. Owszem jest świetnym twoim zastępcą, ale dla nas może okazać się równie świetnym szpiegiem. Z kolei dla twojego brata, Eafila mamy inne zadanie. Tylko ty możesz zadbać o bezpieczeństwo księcia.

            Areos stał przed komnatą księcia Jammnisa. Nigdy nie ukrywał, że nie lubił młodszego brata króla. Zresztą Jammnisa zawsze uważano za upośledzonego poetę, barda. Nawet Aethelm nie traktował poważnie swojego brata, zazwyczaj zwracał się do niego, jak do dziecka. Nie pamiętając, iż Jammnis był już w wieku młodzieńczym i czym prędzej powinien znaleźć sobie małżonkę. Wojownik wziął kilka głębokich wdechów, po czym zapukał w wielkie drewniane drzwi ze stalowymi dodatkami. Stał przez chwilę, czekając na odpowiedź. Gdy jednak ta nie nadeszła, zapukał raz jeszcze.
            - Wasza Wysokość? - odezwał się. Przez krótką chwilę myślał, iż księcia nie ma w pokoju i już miał odejść od jego komnaty oraz skierować się do własnego domostwa. Jednak po chwili dopadł go niepokój. Co jeśli księcia Jammnisa również zamordowano? Przecież, w czasie ich rozmów ktoś mógł go zabić. Nie wiedzieli ilu było zdrajców w zamku. Drżącą ręką zapukał raz jeszcze - Książę Jammnisie… - lecz i tym razem odpowiedzi nie uzyskał.
            Areos z duszą na ramieniu pchnął drzwi i pomału wszedł do komnaty księcia. Rozejrzał się uważnie po ciemnym pomieszczeniu nieoświetlonym żadną świecą. Podszedł do ogromnego okna i odsłonił ciężką kotarę, tym samym wpuszczając promyki wschodzącego słońca. Wówczas dopiero mógł rozejrzeć się po komnacie, która co dziwne była w lekkim nieładzie. Chociaż słowo ,,lekkim" nie było adekwatne do wszechobecnego bałaganu. Ten fakt zaniepokoił wojownika jeszcze bardziej. Połamane instrumenty, rozrzucone papiery po biurku oraz podłodze, jak i leżące wszędzie stroje książęce, nie pasowały do książęcej komnaty, o której porządek dbali liczni służący. Dopiero po chwili Areos spojrzał na wielkie łoże, gdzie spostrzegł drżące zawiniątko kołdry.
            - Wasza Wysokość? - podszedł powoli do posłania, po czym stanowczym ruchem zrzucił okrycie, tym samym odsłaniając przerażonego, krzyczącego księcia Jammnisa. - Książę, spokojnie. Nic złego się nie dzieje.
            - Ty! Ty jesteś dowódcą wojsk - krzyknął wystraszony Jammnis chwytając zdezorientowanego wojownika za ramiona. Ten nie wiedząc, w jaki sposób zareagować, kiwnął tylko głową. - W takim razie tylko ty możesz mnie uratować. Tylko przy tobie jestem i będę bezpieczny. Rada cię tutaj przysłała, byś mnie chronił, prawda?
            - Owszem, Wasza Wysokość - odparł, wyplątując się z uścisku księcia oraz oddalając o kilka kroków od Jammnisa. - Książę, nie musisz się martwić. Nie tylko ja będę cię chronił. Została wzmożona ochrona waszej wysokości. Po za tym, nie możemy dopuścić by przyszły król zmarł…

            - Przyszły k-król? - wyjąkał wystraszony Jammnis, po czym upadł na łóżko, mdlejąc.

~CDN~