Król Aethelm panował krótko, lecz mądrze.
Nigdy nie działał pochopnie, wszystkie jego działania miały na celu dobro
królestwa. Aethelm był szanowany i lubiany przez lud, dla którego chciał jak
najlepiej. Nigdy nie chował się za pięknymi murami zamku, kiedy mógł pojawiał
się na różnych zabawach i świętach.
Areos z Anachem jak najszybciej
przemierzali ciche miasto pogrążone w mroku. Wydawałoby się, jakby wszyscy
wiedzieli już o tragedii, jaka się wydarzyła, chociaż było to niemożliwe. Jednak
to było tylko wrażenie dwójki mężczyzn, którzy nadal nie potrafili uwierzyć w
śmierć króla.
Bez problemu dotarli do zamku,
wbiegli do holu, w którym czekał na nich Dhavil. Krasnolud stał wyraźnie
zmartwiony i zamyślony, niespokojnym ruchem ręki gładził swoją długą, siwą,
prawie białą brodę. Dopiero po chwili spostrzegł Areosa i Anacha.
- Nareszcie jesteście - rzekł niskim,
lecz nieskrywającym lęków krasnoluda głosem. - Wszyscy na nas czekają w
komnacie Aethelma - dodał, po czym udali się do ów pomieszczenia.
Do
komnaty dotarli dość szybko. Skrzypienie drzwi oraz ich kroki zakłóciły
panującą ciszę, lecz ta po chwili na nowo zapanowała w pomieszczeniu. Nikt nie
zwrócił uwagi na nowo przybyłych, każdy przyglądał się leżącemu na łożu ciału
króla. Jego, wydawałoby się zdrowe, silne, ciało sprawiało wrażenie, jakby król
Aethelm spał. Jasne włosy rozrzucone na poduszce otaczały królewską głowę niby
korona. Jedynie nieunosząca się klatka piersiowa oraz martwe oczy wpatrzone w
baldachim, wskazywały, iż władca nie żyje.
Atmosfera była napięta, nikt nie
ośmielił się przerwać tej grobowej ciszy. Zebrani stali obok siebie nie
ruszając, nie wydając żadnego dźwięku. Ten dłużący się stan przerwał Syam
podchodząc do martwego władcy. Przy łożu rozejrzał się po zebranych zadając im
tym samym nieme pytanie. Każdy z nich lekko kiwnął głową, zezwalając wampirowi.
Syam schylił się nad królem, a następnie wbił się w jego szyję. Pierwszy raz
Areos, jak i zapewnie większa część Rady, byli świadkami jak przewodniczący
wgryza się w jakieś ciało. Oczywiście zdarzały się przypadki, że wzywali
wampiry, aby pomogły im w ustalaniu przyczyn zgonów. Jednak ta sprawa była zbyt
ważna i pilna by zajął się tym ktokolwiek inny niż Syam.
Wampir po chwili powoli wyprostował
się płukając usta krwią króla. Jego oczy błyszczały groźnie, jakby były z krwi.
Po chwili ujął w swe dłonie puchar by wypluć zawartość swoich ust. Czerwony
płyn powoli wypełniał naczynie. Syam zamknąwszy oczy, wziął kilka głębokich
oddechów tym samym uspokajając swój organizm. Dopiero po tych czynnościach mógł
spojrzeć, już normalnym wzrokiem, na zebranych.
- Król został otruty - zaczął
spokojnie, jednak lekkie zmarszczenie brwi ukazywało pewne zmartwienie,
niepokój. Nawet dla Syama sytuacja ta normalna nie była - Trucizna zawierała
chloerostaplis, przez który śmierć została opóźniona nawet wiele godzin po jej
spożyciu…
- Cholera, w takim razie mieliśmy
szpiega w zamku - mruknął zły Dhival - Musimy rozpocząć poszukiwania.
- To nic nie da… - wtrącił,
wzdychając cicho Lamearos. - Jeżeli użył chloerostaplis, to jest już daleko - w
pomieszczeniu zapanowała cisza, nie trwała ona tak długo jak wcześniejsza, ale
wystarczyła, aby każdy z mężczyzn mógł zagłębić się we własnych przemyśleniach
dotyczących tej sprawy.
- Nikt nie próbował jego potraw? -
wtrącił Areos. - Przecież miał tych swoich przydupasów, którzy każdą potrawę
przed nim kosztowali.
Syam posłał służących by przyprowadzili
Hesley'a oraz Garriego, którzy tamtego dnia próbowali potraw przed władcą.
Mężczyźni natomiast udali się do komnat Rady, gdzie chcieli omówić daną
sytuację. W milczeniu przechodzili przez kolejne pomieszczenia wciąż przed
oczami mając ciało martwego władcę Aethelma.
- Musimy zorganizować pogrzeb… Ponadto
trzeba rozpocząć organizację koronacji - poruszył niewygodne tematy Anach.
-
Koronacja? Tak szybko? - zdziwił się Dhival. - A co z żałobą królewską?
Powinniśmy przeczekać kilka tygodni…
- Gdyby to była normalna sytuacja to
owszem, koronację szykowalibyśmy dopiero za kilka tygodni - wtrącił Syam. - Ale
teraz musimy zastosować nadzwyczajne środki działania. Aethelm został
zamordowany, więc w takiej chwili… Adhikaera potrzebuje króla. Bez władcy dla innych
królestw jesteśmy słabym państwem, nic nieznaczącym. Morderstwo króla było
zagrywką polityczną.
W pomieszczeniu nikt się nie
odezwał, panowałaby względna cisza, gdyby nie głośne parsknięcie Areosa.
Mężczyźni spojrzeli na wojownika ze zdziwieniem, złością, obawą, niepokojem.
- Aethelm był bezdzietny… Naprawdę
chcecie koronować… - wojownik spojrzał na mężczyzn, po czym głośniej się
zaśmiał. - Mówicie o szacunku innych królestw, naprawdę uważacie, że ktokolwiek
będzie uważał Adhikaerę za silne mocarstwo, gdy na tronie zasiądzie on?! Na
bogów! Już ja byłbym lepszym królem niż książę Jammnis!
Nagle tuż przy twarzy Areosa
powietrze przecięła błyskawica, uderzając w podłogę koło stopy wojownika. Ten z
kolei nie spodziewając się jej gwałtownie cofnął się potykając o własne nogi
oraz upadając. Rada z oburzeniem patrzyła na wojownika, który skierował
swój wzrok, na winowajcę całego zajścia, Anacha.
- Jak śmiesz tak mówić?! - krzyknął
wściekły Anach. - Nie masz prawa porównywać się do rodziny królewskiej, nie
wolno obrażać ci księcia Jammnisa! Lepiej zajmij się sprawami, na których się
znasz, a dyplomację zostaw nam, Radzie - dodał już nieco spokojniej. Areos w ciszy wstał nie patrząc na mężczyzn. W tej
niezręcznej chwili do pomieszczenia wszedł posłaniec.
- Przepraszam, że przeszkadzam -
zaczął. - Ale Hesley nie żyje, natomiast Garri znikł i nikt nie wie, gdzie się
znajduje.
- To pewnie ten szpieg! - krzyknął
Dhival. - Żeby z taką łatwością mógł zbliżyć się do króla…
- Morderstwo pewnie już dawno temu
było planowane. Zresztą nie jest możliwe, aby od razu móc kosztować dań
królewskich - Lamearos z pobłażeniem spojrzał na krasnoluda. - Musimy dokładnie
sprawdzić wszystkich ludzi pracujących na zamku… A nawet sami musimy być
ostrożniejsi…
- Pieprzyć ostrożność! Trzeba znaleźć
mordercę, a nie dumać nad jego planem! Jeżeli tylko dostanę pozwolenie, wyruszę
wraz z wojskiem i go znajdę…
- Areosie, to na nic. W tej chwili
jesteś bardziej potrzebny tu, w stolicy - wtrącił milczący dotychczas Irtes,
kładąc rękę na ramieniu wojownika. - Zresztą nie dasz rady, przeczesać wojskiem
całego królestwa. Jeżeli Garri stoi za morderstwem, jest już zapewne daleko od
stolicy. Jeżeli wojsko zacznie go szukać, szybko rozniosą się pogłoski, co
wzmoży jego ostrożność. Jedynie lud zaniepokoisz bardziej niż to konieczne.
Wraz z moimi szpiegami zajmę się poszukiwaniem - dodał, zwracając się do przewodniczącego
Rady.
- Dobrze, niech tak będzie - zgodził
się Syam. - Twoim zadaniem, Areosie, będzie główna ochrona księcia Jammnisa.
- Ja? Nie uważacie, że powinienem
zająć się ważniejszymi sprawami? Adgil może zająć się bezpieczeństwem Jammnisa.
A jeżeli uważacie, że to nie wystarczy, to Eafil może mu pomóc. Gwarantuję, że
obaj nie mają ważniejszych spraw w tej chwili. Z kolei ja będę mógł zająć przygotowaniami
wojska oraz szukaniem mordercy…
- Nie możemy ufać Adgilowi. Owszem
jest świetnym twoim zastępcą, ale dla nas może okazać się równie świetnym
szpiegiem. Z kolei dla twojego brata, Eafila mamy inne zadanie. Tylko ty możesz
zadbać o bezpieczeństwo księcia.
Areos stał przed komnatą księcia
Jammnisa. Nigdy nie ukrywał, że nie lubił młodszego brata króla. Zresztą
Jammnisa zawsze uważano za upośledzonego poetę, barda. Nawet Aethelm nie traktował
poważnie swojego brata, zazwyczaj zwracał się do niego, jak do dziecka. Nie
pamiętając, iż Jammnis był już w wieku młodzieńczym i czym prędzej powinien
znaleźć sobie małżonkę. Wojownik wziął kilka głębokich wdechów, po czym zapukał
w wielkie drewniane drzwi ze stalowymi dodatkami. Stał przez chwilę, czekając
na odpowiedź. Gdy jednak ta nie nadeszła, zapukał raz jeszcze.
- Wasza Wysokość? - odezwał się.
Przez krótką chwilę myślał, iż księcia nie ma w pokoju i już miał odejść od
jego komnaty oraz skierować się do własnego domostwa. Jednak po chwili dopadł
go niepokój. Co jeśli księcia Jammnisa również zamordowano? Przecież, w czasie
ich rozmów ktoś mógł go zabić. Nie wiedzieli ilu było zdrajców w zamku. Drżącą
ręką zapukał raz jeszcze - Książę Jammnisie… - lecz i tym razem odpowiedzi nie
uzyskał.
Areos z duszą na ramieniu pchnął
drzwi i pomału wszedł do komnaty księcia. Rozejrzał się uważnie po ciemnym
pomieszczeniu nieoświetlonym żadną świecą. Podszedł do ogromnego okna i
odsłonił ciężką kotarę, tym samym wpuszczając promyki wschodzącego słońca.
Wówczas dopiero mógł rozejrzeć się po komnacie, która co dziwne była w lekkim nieładzie.
Chociaż słowo ,,lekkim" nie było adekwatne do wszechobecnego bałaganu. Ten
fakt zaniepokoił wojownika jeszcze bardziej. Połamane instrumenty, rozrzucone
papiery po biurku oraz podłodze, jak i leżące wszędzie stroje książęce, nie
pasowały do książęcej komnaty, o której porządek dbali liczni służący. Dopiero
po chwili Areos spojrzał na wielkie łoże, gdzie spostrzegł drżące zawiniątko
kołdry.
- Wasza Wysokość? - podszedł powoli
do posłania, po czym stanowczym ruchem zrzucił okrycie, tym samym odsłaniając
przerażonego, krzyczącego księcia Jammnisa. - Książę, spokojnie. Nic złego się
nie dzieje.
- Ty! Ty jesteś dowódcą wojsk - krzyknął
wystraszony Jammnis chwytając zdezorientowanego wojownika za ramiona. Ten nie
wiedząc, w jaki sposób zareagować, kiwnął tylko głową. - W takim razie tylko ty
możesz mnie uratować. Tylko przy tobie jestem i będę bezpieczny. Rada cię tutaj
przysłała, byś mnie chronił, prawda?
- Owszem, Wasza Wysokość - odparł,
wyplątując się z uścisku księcia oraz oddalając o kilka kroków od Jammnisa. -
Książę, nie musisz się martwić. Nie tylko ja będę cię chronił. Została wzmożona
ochrona waszej wysokości. Po za tym, nie możemy dopuścić by przyszły król
zmarł…
- Przyszły k-król? - wyjąkał
wystraszony Jammnis, po czym upadł na łóżko, mdlejąc.
~CDN~