niedziela, 20 kwietnia 2014

Areos ~ Wymagania

Korzystając z chwili chciałam życzyć Wam zdrowych, spokojnych i rodzinnych Świąt Wielkanocnych. Zjedliście już jajko? Jeśli nie to mam nadzieję, że będzie Wam smakowało. No i oczywiście mokrego jutrzejszego dnia, aby na Waszym ciele nie znalazło się ani jedno SUCHE miejsce. 

Chrystus Zmartwychwstał!
Prawdziwie Zmartwychwstał!
Alleluja! Alleluja!

O Wielkanocy mogłabym się troszkę rozpisać, ale nie zrobię tego. Dlatego króciutko chcę Wam zadać jeszcze jedno pytanie: był u Was zajączek z prezentem? Jeśli tak to przyszedł raz jeszcze, a jeżeli nie no to właśnie dokickał do Was. Co prawda jego prezent związany z Świętami nie jest. No ale i tak serdecznie zapraszam na pierwszą część ,,Areosa" (nie wiem czy wspominałam ale to raczej jest luźne opowiadanie o bohaterze, fabuły jako takiej, to nie ma...)


~.~.~.~.~.~.~.~.

        W stolicy Adhikaery, w części przylegającej do wewnętrznego muru, niedaleko budynku strażniczego, znajdowała się piękna rezydencja. Był to dworek znajdujący się niedaleko ogrodów. Wielu obywateli Adhikaery marzy o takim budynku jednopiętrowym w Kaesar Bearnin, zadbanym dzięki pracowitej oraz sumiennej służbie. Ogrodnicy dbali o wygląd ogrodu należącego do właściciela posesji oraz o zdrowie roślin.

            Pewnego dnia, kiedy to już słońce schylało się ku zachodowi, ścieżką wśród roślin szedł blond włosy mężczyzna. Jego, jasny warkocz sięgał mu łopatek, natomiast jego wzrok był nieprzenikniony, niewzruszony na piękno otaczającej go okolicy. Strój wskazywał, iż mężczyzna był ustanowiony wysoko w hierarchii. Jednakże przez ciemny kolor materiału ów człowiek był niemal niewidoczny, tylko elfie bądź wampirze oczy mogły go z daleko dostrzec. Dla zwykłego człowieka, jednak z bliska, obecność zdradzały jasne włosy, połyskujące pierścienie, blada cera oraz odbijające światło księżyca oczy.
            Ów mężczyzna wszedł do samotnej rezydencji. Nie rozglądał się po pomieszczeniach, w tym dworze czuł się jak u siebie. Bez wahania wszedł po schodach i skierował swe kroki w stronę komnaty sypialnej.
            Głośne skrzypnięcie drzwi oznajmiło gospodarzowi nadejście niespodziewanego gościa. Dodatkowo westchnięcie powiedziało mu, iż tym osobnikiem był Syam.
            - Mógłbyś chociaż raz zająć się sprawami królestwa, Areosie - powiedział.
            - A ty zawsze musisz przychodzić kiedy jestem zajęty? - zapytał Areos, a był on umięśnionym i silnym mężczyzną, dowódcą wojska Adhikaery. Jego ciemne włosy były o wiele dłuższe od włosów gościa, lecz tak samo jak Syam zazwyczaj spinał je na karku. Jednakże w tej chwili niepoukładane, w nieładzie spoczywały na jego ramionach oraz zasłaniały część twarzy. Przez ich gęstość, połysk oraz miękkość można było stwierdzić, iż wojownik dbał o nie. Zazwyczaj nosił wygodną, lekką, o jasnej barwie koszulę wykonaną z drogiego materiału oraz proste, ciemniejsze spodnie. Ten strój może i sprawiał wrażenie zwyczajnego, jednakże podkreślał siłę mężczyzny. W tejże chwili mężczyzna nie był przyodziany, przez co można było zauważyć pracujące mięśnie przy każdym  ruchu, spływający pot po jego jasnej cerze.
            -Moglibyśmy porozmawiać na osobności? - zapytał blond włosy wampir wymownie patrząc na towarzyszkę Areosa.
            Kobieta była szczupła z długimi, rudymi włosami sięgającymi bioder. Miała pokaźny biust, który w tej chwili nie zasłaniał żaden materiał. Swoje dłonie trzymała na barkach wojownika, siedziała do niego przodem, lecz błyszczące, zielone oczy skierowała na nieproszonego gościa. Patrzyły na niego z zaskoczeniem, zawstydzeniem, zmieszaniem.
            Po chwili w pomieszczeniu rozległ się głośny jęk, a rudowłosa piękność zaczerwieniła się nieznacznie.
            - Daj mi chwilkę - odpowiedział mężczyzna dalej penetrując kobietę.
            Syam pokręcił ze znużeniem głową i opuścił komnatę kierując swe kroki do sali kominkowej. Po dłuższej chwili do pomieszczenia wszedł gospodarz.
            - Długo kazałeś mi na siebie czekać - wypomniał Syam.
            - Jeżeli dopadło cię znużenie to mogłeś wrócić i popatrzeć. Po za tym ja cię nie wyganiałem. - Syam spojrzał z niesmakiem na wojownika i w pomieszczeniu zapadła cisza.
            - Areosie, wiesz chociaż jak miała na imię ta kobieta? I kim jest?
            - Ta dziewka? Spotkałem ją, jak z koszar wracałem. - Wampir spojrzał na niego z widocznym niezrozumieniem. - Stała samotna. Syamie, przecież doskonale zdajesz sobie sprawę, iż bliźnim należy pomagać. A każdy pomaga, jak umie - dodał uśmiechając się. Po pomieszczeniu rozniósł się pełen znużenia jęk.
            - Z samego rana przyjdź na Zebranie Rady Królewskiej - poinformował Syam, po czym opuścił dworek.
            Areos zaśmiał się cicho. Nie znał i nie chciał poznać z jakich powodów miał udać się na to zebranie. Znowu będzie musiał wysłuchiwać rozmów dotyczących spraw politycznych. Nie po to został wojownikiem, żeby teraz zająć miejsce na Radzie - nawet jednorazowo. Miał o wiele więcej ciekawszych rzeczy. W jego żyłach wezbrała złość.
            - Panie? - do pomieszczenia weszła rudowłosa kobieta.
            - Witaj - odrzekł wojownik. - Jak ci na imię?
            - Teari panie.
            - Teari… Bardzo ładnie - odrzekł Areos uwodzicielskim głosem podchodząc do kobiety i bawiąc się jej kosmykiem włosów. - Powiedz mi, jak ci było?
            - Ja… Bardzo dobrze, panie - odrzekła zmieszana.
            - Bardzo miło mi to słyszeć. A teraz wyjdź - zmienił ton głosu na ostry i gwałtownie odszedł od niej stając tyłem. Teari spojrzała na Areosa zaskoczona mamrocząc ciche ,,słucham?". - Nie będę powtarzał. Idź chędoż się gdzie indziej!
            Wystraszona kobieta szybko opuściła dworek zostawiając gospodarza samego. Areos skierował się w stronę komnaty sypialnej mając nadzieję, że następny dzień nigdy nie nadejdzie, i nikogo w swej złości nie zabije…

            Następnego dnia, kilka chwil po świcie zaspany wojownik opuścił swoje lokum. Zmęczonym oraz znużonym krokiem ruszył do stajni po osiodłanego już konia. Po drodze na sianie zauważył śpiącego smoka. Swojego, należałoby dodać. Areos miał dziwnego ulubieńca, który o dziwo się go słuchał. Uśmiechnął się lekko na widok Sinea - bo tak ów smoczek się nazywał. Jednakże widok śpiącego zwierzęcia, nie na długo poprawił humor wojownikowi. Areos pewnym skokiem dosiadł Dhaira - swojego drugiego, wiernego towarzysza - po czym opuścił stajnię oraz swoje włości. Wolnym stępem ruszył w stronę Muru Wewnętrznego. Ze znużeniem przyglądał się budzącemu do życia - kolejnego dnia - miastu.
            Mieszczanie nie zwracali uwagę na wojownika. Zajęci byli krzątaniem się, szykowaniem do nowego dnia. Można było zauważyć kilku kupców zmierzających w kupiecką część miasta. Koło swoich domostw kilka dam rozmawiało ze sobą. Dialog ten skupiał się na błahych tematach, co jakiś czas kobiety chichotały. Areos z chęcią przyłączyłby się do nich, jednakże jego obowiązki nie pozwalały mu na to. Ten fakt niezmiernie pogorszył mu, już i tak zły, humor. Dodatkowo muzyka grana przez ulicznych grajków niezmiernie go irytowała.
            Areos ścisnął w dłoniach lejce oraz pośpieszył konia do kłusu. Mijani go strażnicy zatrzymywali się prosto stając i lekko pochylając głowy. Areos był pierwszym i jedynym dowódcą, któremu w ten sposób oddawano szacunek. Przy innych strażnicy zatrzymywali się prosto i hardo patrzyli w twarz, wyrażając tym samym gotowość i posłuszeństwo. Jednak przez kilka wydarzeń związanych z Areosem żaden z wojowników nie jest w stanie tego zrobić. Chociaż zawsze słuchają się swojego dowódcy.
            Areos szybko dotarł do bramy. Z ponaglającym wzrokiem spojrzał na strażnika, który miał minę, jakby chciał o coś zapytać swego dowódcę, jednak nie ośmielił się i tylko otworzył bramę. Gdy ta ledwo co się uchyliła, Areos popędził konia i wjechał do następnej części miasta.
            Była to bogata dzielnica. Mieszkał tu król państwa razem ze swoją rodziną oraz członkowie Rady Królewskiej i nieliczna, ważniejsza arystokracja. Po za tym znajdowały się tutaj piękne ogrody, dziedziniec. Na środku dzielnicy stał wspaniały zamek królewski oraz przyłączona do niego główna siedziba Rady - ludzie często traktowali te dwa budynki jako jedność. Aeros skierował konia w stronę siedziby Rady. Po chwili  mógł sprawnie zeskoczyć z Dhaira. Przekazał swego ogiera stajennemu i wszedł do ,,dobudowanej części zamku" - jak to nazywali ludzie Siedzibę Rady.

            Rada królewska Adhikaery składała się z czterech członków: elfa, krasnoluda, wampira, człowieka. To ona podejmowała większość decyzji i dbała o ład w królestwie. W Adhikaerze była traktowana na równi z królem. Oczywiście również byli doradcy oraz inni urzędnicy, szlachcice, którzy mieli wpływ na losy państwa, jednak ich zebrania odbywały się rzadziej. Właśnie do tej drugiej grupy należał Areos. Mimo tego zdarzało się, iż Rada zapraszała go na indywidualne spotkania.

            Kiedy wojownik znalazł już się w budynku, pchnął kolejne drzwi prowadzące do dużego pomieszczenia, w którym znajdował się duży, okrągły stół. Wszyscy członkowie Rady już siedzieli na swoich miejscach. Na dźwięk skrzypnięcia drzwi, każdy odwrócił głowę w stronę nadchodzącego. Areos stanął prosto i zgodnie z etykietą dworską skłonił się lekko. To z kolei wywołało lekkie zdziwienie osób siedzących w sali.
            - Spóźniłeś się, Areosie - jako pierwszy odezwał się przewodniczący Rady - Syam. Wojownik nic nie odpowiedział. Rozejrzał się po pomieszczeniu i nie pytając nikogo o pozwolenie, zasiadł na wolnym krześle. Dopiero wtedy po raz pierwszy się odezwał.
            - Czymże zasłużyłem sobie na zaproszenie na posiedzenie Rady? - powiedział z lekką ironią. Wszyscy mężczyźni doskonale ją wyczuli, jednakże nikt nie zwrócił uwagi wojownikowi.
            - Doszły nas słuchy na temat zbrojnego przygotowywania się Rhollys - wytłumaczył Lamearos. A był on doświadczonym, spokojnym elfem o delikatnych rysach twarzy. Lamearos razem z Syamem był najstarszym członkiem Rady. Właściwie nikt nie wiedział, który z panów był starszy, żaden nie chwalił się wiekiem, a w historycznych zapiskach ich imiona pojawiają się mniej więcej w tym samym czasie.
            - Oni zawsze szykują się na wojnę - skomentował lekceważąco Areos.
            - Tym razem obawiamy się, iż chcą wywołać wielką wojnę. Nie tylko z Adhikaerą, ale także z Veliciną, Nu Wang, a nawet Breathgardem. Dlatego też musimy…
            - Nie potrzebni są nam sojusznicy - wtrącił Areos. - Oni nam nigdy nie pomagali, dlaczego też, mamy im pomóc?
            - Posłuchaj uważnie człowieku - po raz pierwszy zabrał głos Dhival. Był on reprezentantem krasnoludów. - Nie szukajmy kolejnych przeciwników. Zresztą wróg naszego wroga jest naszym przyjacielem. Więc przestań się wymądrzać i nas posłuchaj.
            - Za kilka dni w tej sprawie ma odbyć się  narada z królem Adhikaery - spokojnie dodał Syam. - Dlatego też jutro o świcie chcę dostać raport na temat naszego wojska.
            - Dzień to bardzo mało, Syamie. Mogłeś zlecić mi to wcześniej.
            - Owszem mogłem. Gdybyś zamiast zajmować się nowopoznanymi kobietami przyjmował moich posłańców dowiedziałbyś się o tym wcześniej… O ile pamięć mnie nie myli wysłałem trzech, a ty każdego zbyłeś. Dlatego też nie chcę słyszeć, iż nie zdążysz - zakończył stanowczym głosem swój wywód wampir. Areos zmarszczył brwi i mocno zacisnął dłonie.
            - Coś jeszcze? - zapytał przez ściśniętą szczękę.
            - Chciałbym również abyś przeprowadził rekrutację nowych młodzieńców na wojowników. Tylko tym razem ma nikt nie umrzeć - odpowiedział przywódca Rady nie zwracając uwagi na wojownika. Syam siedział przy stole i przeglądał jakieś papiery.
            - Nie moja wina, że żaden nie jest w stanie wytrzymać mojego treningu… Może po prostu chłopcy stali się bardziej zniewieściali.
            - A może, po prostu ty za dużo od nich wymagasz? - wtrącił gniewnie Dhival. - Twoje treningi są zbyt ciężkie nawet dla istot magicznych!
            - Moje treningi są odpowiednie. Skonstruował je mój ojciec i jedyną osobą, która może je zmienić jestem ja! A ja na pewno tego nie zrobię tylko i wyłącznie ze względu na upar… - Areos nie miał szansy dokończyć zdania, gdyż nagle ziemia się zatrzęsła. Krzesło, na którym siedział wojownik niebezpiecznie się zachwiało, a po chwili pękło. Tylko dzięki swojemu refleksowi uniknął bliskiego spotkania z podłogą. Zezłoszczony spojrzał na ostatniego członka Rady, który aktualnie zajmował miejsce przy oknie i spoglądał w dal.
            - Jeszcze trochę i za bardzo byś się zapędził - rzekł powoli odwracając wzrok w stronę wojownika. - Wiesz, że gdybyś powiedział o kilka słów za dużo, nasz spokój by minął… A chyba nie chcesz abyśmy się zdenerwowali - rzekł spokojnie wstając i nalewając czerwonego wina do kieliszka. - Proszę nie zapominaj z kim rozmawiasz - dodał na pozór spokojnie ale stanowczym głosem i upił trochę trunku. W tym samym czasie kielich znajdujący się najbliżej wojownika pękł.
            Anach, bo tak się zwał ów członek Rady, był magiem. Na ogół rzadko się odzywał, często sprawiał wrażenie lekko znużonego. Odbierało się wrażenie, jakoby był ponad tym wszystkim. Wszystko to było złudzeniem, gdyż nie rzadko zdarzało się, iż po nocach ślęczał z Radą lub z Syamem nad jakimiś papierami. Jednakże dyskusje wolał pozostawiać swoim towarzyszom. On w tym czasie zapatrywał się w widoki za oknem i słuchał…
            Anach nigdy nie pałał sympatią do Areosa. Owszem na swój sposób szanował go i podziwiał jego wiedzę na temat wojny, jego siłę oraz umiejętność zapanowania nad podwładnymi, którzy często wykazywali się niesubordynacją. Jednakże sposób bycia Areosa niezmiernie drażnił go.
           W sali natomiast panowała cisza. Każdy z zaintrygowaniem patrzył na wojownika. Chcieli ujrzeć jego reakcję, gdyż nie rzadko udawało im się zapędzić Areosa w kozi róg. Syam patrzył na niego znad papierów, a na jego ustach błąkał się chytry uśmieszek.
            - Zrozumiałem - zakomunikował przez zaciśnięte usta wojownik. - Coś jeszcze?
            - Owszem - tym razem odezwał się Syam z powrotem patrząc na papiery. - Chcemy ci zakomunikować… pewną rzecz - zamilkł. Najwyraźniej w jakiś ważnych dokumentach znalazł coś pilnego, gdyż nic na nim nie zrobił ponaglający wzrok Areosa i głośne chrząknięcie. Ten nieprzyjemny zaszczyt poinformowania wojownika zrzucił na kogoś innego.
            -Chcemy abyś się ustatkował - oznajmił Lamearos. Wojownik spojrzał na niego niedowierzająco. On ma znaleźć sobie żonę? On? Już otwierał usta by zaśmiać się z tego i kategorycznie odmówić, gdy elf kontynuował. - Musisz mieć prawowitego następcę. Zawsze chełpiłeś się swoją rodziną, tym że dowództwo nad wojskiem otrzymujecie w dziedzictwie… Cóż patrząc na zbliżającą się wojnę musisz mieć następcę i musisz go wyszkolić. Twoje bękarty nas nie interesują - zakończył.
            - A teraz Areosie zostaw nas samych. Mamy ważniejsze sprawy na głowie - zakończył Syam. Zdenerwowany wojownik ruszył w stronę wyjścia. - Nie zapomnij o raporcie! - usłyszał, gdy przekroczył próg. Bez pożegnania trzasnął drzwiami, tym samym obwieszczając swoją frustrację, jak i opuszczenie budynku.

            Po porannej wizycie w Radzie udał się na przejażdżkę konną. Była to jego jedna z najskuteczniejszych, zaraz po chędożeniu, piciu i paleniu ziół, relaksująca czynność. W tej chwili musiał mieć trzeźwy umysł przez co została mu tylko jazda konna.
            Oczywiście zdawał sobie sprawę, iż musi mieć potomka. W końcu chciał aby jego ród był ciągły, musiał wychować swojego następcę. Ale czy to nie było za wcześnie? Zresztą dlaczegóż miałby się od razy żenić? Wystarczyłoby, że uznałby dzieciaka za swego… Nie rozumiał dlaczegóż to miałby się od razu wiązać z kobietą? Pozostaje mu tylko znalezienie, jakiejś ładnej kobiety, której nie będzie przeszkadzało jego ulubione zajęcie. Bo on z chędożenia nie miał zamiaru rezygnować. Z tą myślą Areos pośpieszył Dhaira. W końcu musiał napisać raport dla Syama.

wtorek, 15 kwietnia 2014

Nowy blog

Tak więc, witam wszystkich. Oto  mój nowy blog, na którym będą publikować swoje opowiadania na temat Zemlyi...

Tak wiem, wiem. Wygląd bloga... nie zachwyca. Ale to jest wersja ,,robocza". Nad szablonem muszę pomyśleć i poprosić kogoś by mi go zrobił >n<

Tak więc do  zobaczenia w przyszłości! A teraz możecie rozejrzeć cóż tu będzie. ^^

Areos

Mężczyzna ten jest jest dowódcą wojsk Adhikaery. Jest ważną postacią w państwie i na ogół jest szanowany. Jednakże, czy szacunek jego osobą jest spowodowany pozycją? A może lękiem? Jaki naprawdę jest wojownik? Czy zmieni swoje postępowanie, siebie, dla kogoś? Czy w końcu zacznie słuchać pokornie poleceń zwierzchników?

Gdyby tak się stało, koniec Zemlyi byłby bliski. Niewątpliwie Areos jest niereformowaną osobą, którą nic i nikt nie zmieni.