Korzystając z chwili chciałam życzyć Wam zdrowych, spokojnych i rodzinnych Świąt Wielkanocnych. Zjedliście już jajko? Jeśli nie to mam nadzieję, że będzie Wam smakowało. No i oczywiście mokrego jutrzejszego dnia, aby na Waszym ciele nie znalazło się ani jedno SUCHE miejsce.
Chrystus Zmartwychwstał!
Prawdziwie Zmartwychwstał!
Alleluja! Alleluja!
O Wielkanocy mogłabym się troszkę rozpisać, ale nie zrobię tego. Dlatego króciutko chcę Wam zadać jeszcze jedno pytanie: był u Was zajączek z prezentem? Jeśli tak to przyszedł raz jeszcze, a jeżeli nie no to właśnie dokickał do Was. Co prawda jego prezent związany z Świętami nie jest. No ale i tak serdecznie zapraszam na pierwszą część ,,Areosa" (nie wiem czy wspominałam ale to raczej jest luźne opowiadanie o bohaterze, fabuły jako takiej, to nie ma...)
~.~.~.~.~.~.~.~.
W stolicy Adhikaery, w
części przylegającej do wewnętrznego muru, niedaleko budynku strażniczego,
znajdowała się piękna rezydencja. Był to dworek znajdujący się niedaleko
ogrodów. Wielu obywateli Adhikaery marzy o takim budynku jednopiętrowym w Kaesar
Bearnin, zadbanym dzięki pracowitej oraz sumiennej służbie. Ogrodnicy dbali o
wygląd ogrodu należącego do właściciela posesji oraz o zdrowie roślin.
Pewnego dnia, kiedy to już słońce
schylało się ku zachodowi, ścieżką wśród roślin szedł blond włosy mężczyzna. Jego,
jasny warkocz sięgał mu łopatek, natomiast jego wzrok był nieprzenikniony,
niewzruszony na piękno otaczającej go okolicy. Strój wskazywał, iż mężczyzna
był ustanowiony wysoko w hierarchii. Jednakże przez ciemny kolor materiału ów
człowiek był niemal niewidoczny, tylko elfie bądź wampirze oczy mogły go z
daleko dostrzec. Dla zwykłego człowieka, jednak z bliska, obecność zdradzały
jasne włosy, połyskujące pierścienie, blada cera oraz odbijające światło
księżyca oczy.
Ów mężczyzna wszedł do samotnej
rezydencji. Nie rozglądał się po pomieszczeniach, w tym dworze czuł się jak u
siebie. Bez wahania wszedł po schodach i skierował swe kroki w stronę komnaty
sypialnej.
Głośne skrzypnięcie drzwi oznajmiło
gospodarzowi nadejście niespodziewanego gościa. Dodatkowo westchnięcie powiedziało
mu, iż tym osobnikiem był Syam.
- Mógłbyś chociaż raz zająć się
sprawami królestwa, Areosie - powiedział.
- A ty zawsze musisz przychodzić
kiedy jestem zajęty? - zapytał Areos, a był on umięśnionym i silnym mężczyzną,
dowódcą wojska Adhikaery. Jego ciemne włosy były o wiele dłuższe od włosów
gościa, lecz tak samo jak Syam zazwyczaj spinał je na karku. Jednakże w tej
chwili niepoukładane, w nieładzie spoczywały na jego ramionach oraz zasłaniały
część twarzy. Przez ich gęstość, połysk oraz miękkość można było stwierdzić, iż
wojownik dbał o nie. Zazwyczaj nosił wygodną, lekką, o jasnej barwie koszulę
wykonaną z drogiego materiału oraz proste, ciemniejsze spodnie. Ten strój może
i sprawiał wrażenie zwyczajnego, jednakże podkreślał siłę mężczyzny. W tejże
chwili mężczyzna nie był przyodziany, przez co można było zauważyć pracujące
mięśnie przy każdym ruchu, spływający
pot po jego jasnej cerze.
-Moglibyśmy porozmawiać na
osobności? - zapytał blond włosy wampir wymownie patrząc na towarzyszkę Areosa.
Kobieta była szczupła z długimi,
rudymi włosami sięgającymi bioder. Miała pokaźny biust, który w tej chwili nie
zasłaniał żaden materiał. Swoje dłonie trzymała na barkach wojownika, siedziała
do niego przodem, lecz błyszczące, zielone oczy skierowała na nieproszonego
gościa. Patrzyły na niego z zaskoczeniem, zawstydzeniem, zmieszaniem.
Po chwili w pomieszczeniu rozległ
się głośny jęk, a rudowłosa piękność zaczerwieniła się nieznacznie.
- Daj mi chwilkę - odpowiedział
mężczyzna dalej penetrując kobietę.
Syam pokręcił ze znużeniem głową i
opuścił komnatę kierując swe kroki do sali kominkowej. Po dłuższej chwili do
pomieszczenia wszedł gospodarz.
- Długo kazałeś mi na siebie czekać
- wypomniał Syam.
- Jeżeli dopadło cię znużenie to
mogłeś wrócić i popatrzeć. Po za tym ja cię nie wyganiałem. - Syam spojrzał z
niesmakiem na wojownika i w pomieszczeniu zapadła cisza.
- Areosie, wiesz chociaż jak miała
na imię ta kobieta? I kim jest?
- Ta dziewka? Spotkałem ją, jak z
koszar wracałem. - Wampir spojrzał na niego z widocznym niezrozumieniem. -
Stała samotna. Syamie, przecież doskonale zdajesz sobie sprawę, iż bliźnim
należy pomagać. A każdy pomaga, jak umie - dodał uśmiechając się. Po
pomieszczeniu rozniósł się pełen znużenia jęk.
- Z samego rana przyjdź na Zebranie
Rady Królewskiej - poinformował Syam, po czym opuścił dworek.
Areos zaśmiał się cicho. Nie znał i
nie chciał poznać z jakich powodów miał udać się na to zebranie. Znowu będzie
musiał wysłuchiwać rozmów dotyczących spraw politycznych. Nie po to został
wojownikiem, żeby teraz zająć miejsce na Radzie - nawet jednorazowo. Miał o
wiele więcej ciekawszych rzeczy. W jego żyłach wezbrała złość.
- Panie? - do pomieszczenia weszła
rudowłosa kobieta.
- Witaj - odrzekł wojownik. - Jak ci
na imię?
- Teari panie.
- Teari… Bardzo ładnie - odrzekł Areos
uwodzicielskim głosem podchodząc do kobiety i bawiąc się jej kosmykiem włosów.
- Powiedz mi, jak ci było?
- Ja… Bardzo dobrze, panie -
odrzekła zmieszana.
- Bardzo miło mi to słyszeć. A teraz
wyjdź - zmienił ton głosu na ostry i gwałtownie odszedł od niej stając tyłem.
Teari spojrzała na Areosa zaskoczona mamrocząc ciche ,,słucham?". - Nie
będę powtarzał. Idź chędoż się gdzie indziej!
Wystraszona kobieta szybko opuściła
dworek zostawiając gospodarza samego. Areos skierował się w stronę komnaty
sypialnej mając nadzieję, że następny dzień nigdy nie nadejdzie, i nikogo w
swej złości nie zabije…
Następnego dnia, kilka chwil po
świcie zaspany wojownik opuścił swoje lokum. Zmęczonym oraz znużonym krokiem ruszył
do stajni po osiodłanego już konia. Po drodze na sianie zauważył śpiącego
smoka. Swojego, należałoby dodać. Areos miał dziwnego ulubieńca, który o dziwo
się go słuchał. Uśmiechnął się lekko na widok Sinea - bo tak ów smoczek się
nazywał. Jednakże widok śpiącego zwierzęcia, nie na długo poprawił humor
wojownikowi. Areos pewnym skokiem dosiadł Dhaira - swojego drugiego, wiernego
towarzysza - po czym opuścił stajnię oraz swoje włości. Wolnym stępem ruszył w
stronę Muru Wewnętrznego. Ze znużeniem przyglądał się budzącemu do życia -
kolejnego dnia - miastu.
Mieszczanie nie zwracali uwagę na
wojownika. Zajęci byli krzątaniem się, szykowaniem do nowego dnia. Można było
zauważyć kilku kupców zmierzających w kupiecką część miasta. Koło swoich
domostw kilka dam rozmawiało ze sobą. Dialog ten skupiał się na błahych
tematach, co jakiś czas kobiety chichotały. Areos z chęcią przyłączyłby się do
nich, jednakże jego obowiązki nie pozwalały mu na to. Ten fakt niezmiernie
pogorszył mu, już i tak zły, humor. Dodatkowo muzyka grana przez ulicznych
grajków niezmiernie go irytowała.
Areos ścisnął w dłoniach lejce oraz
pośpieszył konia do kłusu. Mijani go strażnicy zatrzymywali się prosto stając i
lekko pochylając głowy. Areos był pierwszym i jedynym dowódcą, któremu w ten
sposób oddawano szacunek. Przy innych strażnicy zatrzymywali się prosto i hardo
patrzyli w twarz, wyrażając tym samym gotowość i posłuszeństwo. Jednak przez
kilka wydarzeń związanych z Areosem żaden z wojowników nie jest w stanie tego
zrobić. Chociaż zawsze słuchają się swojego dowódcy.
Areos szybko dotarł do bramy. Z
ponaglającym wzrokiem spojrzał na strażnika, który miał minę, jakby chciał o
coś zapytać swego dowódcę, jednak nie ośmielił się i tylko otworzył bramę. Gdy
ta ledwo co się uchyliła, Areos popędził konia i wjechał do następnej części
miasta.
Była to bogata dzielnica. Mieszkał
tu król państwa razem ze swoją rodziną oraz członkowie Rady Królewskiej i
nieliczna, ważniejsza arystokracja. Po za tym znajdowały się tutaj piękne
ogrody, dziedziniec. Na środku dzielnicy stał wspaniały zamek królewski oraz
przyłączona do niego główna siedziba Rady - ludzie często traktowali te dwa
budynki jako jedność. Aeros skierował konia w stronę siedziby Rady. Po
chwili mógł sprawnie zeskoczyć z Dhaira.
Przekazał swego ogiera stajennemu i wszedł do ,,dobudowanej części zamku"
- jak to nazywali ludzie Siedzibę Rady.
Rada królewska Adhikaery składała
się z czterech członków: elfa, krasnoluda, wampira, człowieka. To ona
podejmowała większość decyzji i dbała o ład w królestwie. W Adhikaerze była
traktowana na równi z królem. Oczywiście również byli doradcy oraz inni
urzędnicy, szlachcice, którzy mieli wpływ na losy państwa, jednak ich zebrania
odbywały się rzadziej. Właśnie do tej drugiej grupy należał Areos. Mimo tego
zdarzało się, iż Rada zapraszała go na indywidualne spotkania.
Kiedy wojownik znalazł już się w
budynku, pchnął kolejne drzwi prowadzące do dużego pomieszczenia, w którym
znajdował się duży, okrągły stół. Wszyscy członkowie Rady już siedzieli na
swoich miejscach. Na dźwięk skrzypnięcia drzwi, każdy odwrócił głowę w stronę
nadchodzącego. Areos stanął prosto i zgodnie z etykietą dworską skłonił się
lekko. To z kolei wywołało lekkie zdziwienie osób siedzących w sali.
- Spóźniłeś się, Areosie - jako
pierwszy odezwał się przewodniczący Rady - Syam. Wojownik nic nie odpowiedział.
Rozejrzał się po pomieszczeniu i nie pytając nikogo o pozwolenie, zasiadł na
wolnym krześle. Dopiero wtedy po raz pierwszy się odezwał.
- Czymże zasłużyłem sobie na
zaproszenie na posiedzenie Rady? - powiedział z lekką ironią. Wszyscy mężczyźni
doskonale ją wyczuli, jednakże nikt nie zwrócił uwagi wojownikowi.
- Doszły nas słuchy na temat
zbrojnego przygotowywania się Rhollys - wytłumaczył Lamearos. A był on
doświadczonym, spokojnym elfem o delikatnych rysach twarzy. Lamearos razem z
Syamem był najstarszym członkiem Rady. Właściwie nikt nie wiedział, który z
panów był starszy, żaden nie chwalił się wiekiem, a w historycznych zapiskach
ich imiona pojawiają się mniej więcej w tym samym czasie.
- Oni zawsze szykują się na wojnę -
skomentował lekceważąco Areos.
- Tym razem obawiamy się, iż chcą
wywołać wielką wojnę. Nie tylko z Adhikaerą, ale także z Veliciną, Nu Wang, a
nawet Breathgardem. Dlatego też musimy…
- Nie potrzebni są nam sojusznicy -
wtrącił Areos. - Oni nam nigdy nie pomagali, dlaczego też, mamy im pomóc?
- Posłuchaj uważnie człowieku - po
raz pierwszy zabrał głos Dhival. Był on reprezentantem krasnoludów. - Nie szukajmy
kolejnych przeciwników. Zresztą wróg naszego wroga jest naszym przyjacielem.
Więc przestań się wymądrzać i nas posłuchaj.
- Za kilka dni w tej sprawie ma
odbyć się narada z królem Adhikaery -
spokojnie dodał Syam. - Dlatego też jutro o świcie chcę dostać raport na temat
naszego wojska.
- Dzień to bardzo mało, Syamie.
Mogłeś zlecić mi to wcześniej.
- Owszem mogłem. Gdybyś zamiast
zajmować się nowopoznanymi kobietami przyjmował moich posłańców dowiedziałbyś
się o tym wcześniej… O ile pamięć mnie nie myli wysłałem trzech, a ty każdego
zbyłeś. Dlatego też nie chcę słyszeć, iż nie zdążysz - zakończył stanowczym
głosem swój wywód wampir. Areos zmarszczył brwi i mocno zacisnął dłonie.
- Coś jeszcze? - zapytał przez
ściśniętą szczękę.
- Chciałbym również abyś
przeprowadził rekrutację nowych młodzieńców na wojowników. Tylko tym razem ma
nikt nie umrzeć - odpowiedział przywódca Rady nie zwracając uwagi na wojownika.
Syam siedział przy stole i przeglądał jakieś papiery.
- Nie moja wina, że żaden nie jest w
stanie wytrzymać mojego treningu… Może po prostu chłopcy stali się bardziej
zniewieściali.
- A może, po prostu ty za dużo od
nich wymagasz? - wtrącił gniewnie Dhival. - Twoje treningi są zbyt ciężkie
nawet dla istot magicznych!
- Moje treningi są odpowiednie.
Skonstruował je mój ojciec i jedyną osobą, która może je zmienić jestem ja! A
ja na pewno tego nie zrobię tylko i wyłącznie ze względu na upar… - Areos nie
miał szansy dokończyć zdania, gdyż nagle ziemia się zatrzęsła. Krzesło, na
którym siedział wojownik niebezpiecznie się zachwiało, a po chwili pękło. Tylko
dzięki swojemu refleksowi uniknął bliskiego spotkania z podłogą. Zezłoszczony
spojrzał na ostatniego członka Rady, który aktualnie zajmował miejsce przy
oknie i spoglądał w dal.
- Jeszcze trochę i za bardzo byś się
zapędził - rzekł powoli odwracając wzrok w stronę wojownika. - Wiesz, że gdybyś
powiedział o kilka słów za dużo, nasz spokój by minął… A chyba nie chcesz
abyśmy się zdenerwowali - rzekł spokojnie wstając i nalewając czerwonego wina
do kieliszka. - Proszę nie zapominaj z kim rozmawiasz - dodał na pozór
spokojnie ale stanowczym głosem i upił trochę trunku. W tym samym czasie
kielich znajdujący się najbliżej wojownika pękł.
Anach, bo tak się zwał ów członek
Rady, był magiem. Na ogół rzadko się odzywał, często sprawiał wrażenie lekko
znużonego. Odbierało się wrażenie, jakoby był ponad tym wszystkim. Wszystko to
było złudzeniem, gdyż nie rzadko zdarzało się, iż po nocach ślęczał z Radą lub
z Syamem nad jakimiś papierami. Jednakże dyskusje wolał pozostawiać swoim
towarzyszom. On w tym czasie zapatrywał się w widoki za oknem i słuchał…
Anach nigdy nie pałał sympatią do
Areosa. Owszem na swój sposób szanował go i podziwiał jego wiedzę na temat
wojny, jego siłę oraz umiejętność zapanowania nad podwładnymi, którzy często
wykazywali się niesubordynacją. Jednakże sposób bycia Areosa niezmiernie
drażnił go.
W sali natomiast panowała cisza.
Każdy z zaintrygowaniem patrzył na wojownika. Chcieli ujrzeć jego reakcję, gdyż
nie rzadko udawało im się zapędzić Areosa w kozi róg. Syam patrzył na niego
znad papierów, a na jego ustach błąkał się chytry uśmieszek.
- Zrozumiałem - zakomunikował przez
zaciśnięte usta wojownik. - Coś jeszcze?
- Owszem - tym razem odezwał się
Syam z powrotem patrząc na papiery. - Chcemy ci zakomunikować… pewną rzecz -
zamilkł. Najwyraźniej w jakiś ważnych dokumentach znalazł coś pilnego, gdyż nic
na nim nie zrobił ponaglający wzrok Areosa i głośne chrząknięcie. Ten
nieprzyjemny zaszczyt poinformowania wojownika zrzucił na kogoś innego.
-Chcemy abyś się ustatkował -
oznajmił Lamearos. Wojownik spojrzał na niego niedowierzająco. On ma znaleźć
sobie żonę? On? Już otwierał usta by zaśmiać się z tego i kategorycznie
odmówić, gdy elf kontynuował. - Musisz mieć prawowitego następcę. Zawsze chełpiłeś
się swoją rodziną, tym że dowództwo nad wojskiem otrzymujecie w dziedzictwie…
Cóż patrząc na zbliżającą się wojnę musisz mieć następcę i musisz go wyszkolić.
Twoje bękarty nas nie interesują - zakończył.
- A teraz Areosie zostaw nas samych.
Mamy ważniejsze sprawy na głowie - zakończył Syam. Zdenerwowany wojownik ruszył
w stronę wyjścia. - Nie zapomnij o raporcie! - usłyszał, gdy przekroczył próg.
Bez pożegnania trzasnął drzwiami, tym samym obwieszczając swoją frustrację, jak
i opuszczenie budynku.
Po porannej wizycie w Radzie udał
się na przejażdżkę konną. Była to jego jedna z najskuteczniejszych, zaraz po
chędożeniu, piciu i paleniu ziół, relaksująca czynność. W tej chwili musiał
mieć trzeźwy umysł przez co została mu tylko jazda konna.
Oczywiście zdawał sobie sprawę, iż
musi mieć potomka. W końcu chciał aby jego ród był ciągły, musiał wychować
swojego następcę. Ale czy to nie było za wcześnie? Zresztą dlaczegóż miałby się
od razy żenić? Wystarczyłoby, że uznałby dzieciaka za swego… Nie rozumiał dlaczegóż
to miałby się od razu wiązać z kobietą? Pozostaje mu tylko znalezienie, jakiejś
ładnej kobiety, której nie będzie przeszkadzało jego ulubione zajęcie. Bo on z
chędożenia nie miał zamiaru rezygnować. Z tą myślą Areos pośpieszył Dhaira. W
końcu musiał napisać raport dla Syama.
Przez całą areosowatą konwencję to SUCHE miejsce bardzo źle mi się kojarzy ; A ; No, ale ja mam ogólnie spaczony mózg.
OdpowiedzUsuńEkhem. Tag.
Zasadniczo moje zdanie o tym opowiadaniu już znasz, więc możemy pominąć formalności i przejść do tej ważniejszej części... ANACH! ANACHANACHANACHANACH *-* *ekhem* Będę fangirlować tej postaci bez żalu, lubię wszystkich, którzy potrafią utrzeć nosa Areosowi^^ Mój Boże, nawet Syamowi nie wychodzi to tak epicko.
Trochę zabrakło mi opisów. Syam i Areos -ok, ale wygląd członków rady, pomieszczeń... póki co wszystko rozgrywa się w wielkiej pustce, a to trochę boli ;___;
Czyli tak. Opisy. To przede wszystkim. Stylistyka też trochę kuleje, ale ją się da łatwo i szybko poprawić. Ogólnie jest fajnie, ale chcę już drugi rozdział, tam jest fajniej^^ Areos w koszarach i te sprawy.
And soł... wesołej Wielkanocy, MOKREGO dyngusa i takich tam^^
Ekhem... W takim razie Twoje "MOKREGO" też źle się kojarzy... Nadal nie lubisz Areosa? Tak wiem, wiem Anach jest wspaniały i wgl... (Wy go praktycznie poznałyście w tym opowiadaniu? Dlaczego od razu tak go pokochałyście? Syam jest zazdrosny)
UsuńStylistyka... Tak wiem. Ale kiedyś się nauczę! Z opisami zawsze mam problemy, ale jest już lepiej niż było! No co mam zrobić, że nie umiem ich pisać i to w porcji idealnej. I jeszcze zdarza mi się o nich zapomnieć >.< Ale nauczę się! Kiedyś!
Jakoś... nie pałam do niego wielką sympatią, ale przynajmniej mnie nie wkurza, tak jak *ekhem* pewien Wiedźmin. Bo wiesz, są postacie, o którym można napisać całą sagę i dalej są meh, ale są też takie, które pojawiają się dosłownie na piętnaście sekund i dosłownie ociekają epickością. Anach jest zdecydowanie tym drugim typem^^
UsuńIm więcej piszesz, tym mniej robisz błędów, soł przyszłość wygląda świetliście xDD Opisów dajesz zdecydowanie za mało, tym bardziej, że piszesz fantasy -postronny obserwator nie siedzi w twojej głowie i nie zna uniwersum, a ty podajesz jakiś dziwny termin i dalej o nim milczysz. Tutaj najbardziej mi zabrakło paru słów o Radzie, czym jest, czym się zajmuje i po co w ogóle do cholery ją zebrano. Miło byłoby też wspomnieć coś o królu -suma summarum masz królewską radę, królewski zamek, a o królu ni widu, ni słychu. Tak więc... OPISY. Tak, będę cię o nie męczyć i nie dam ci z nimi spokoju, wybacz xDDDDDDD
A nie, dobra, opis Rady masz, teraz zauważyłam, SORRY XDDDD No to teraz członków rady poproszę xD Jesu, ja zawsze znajdę coś, żeby się przyczepić.
UsuńGDZIE JEST KRÓLLLLLLLL
Syam, nie bądź zazdrosny!
OdpowiedzUsuńKtoś Cię kocha~
D.A.
(Ten anonimek jest taki trochę creepy)
UsuńTen anonimek... cóż. Łatwo ogarnąć któż to jest xDD
UsuńRóżnorodność postaci z fantasy, jak ja to lubię. :3 Tylko ten Areos jest typowym charakterem wolnego człowieka, który sam sobie ustala zasady. Jestem ciekawa jak on zamierza się ustatkować, przecież z dnia na dzień nikt nie zmieni swojego trybu życia dla czyjegoś kaprysu. Ale tego dowiem się pewnie w kolejnym wpisie. Liczę więc, że nie będę musiała na niego długo czekać.
OdpowiedzUsuńSzablon jest świetny. :3
Życzę weny, bo ona zawsze się przyda. ^^
Rose Blood
A ja w końcu przeczytałam kawałek twojego nowego opowiadania. Ciekawe. Zastanawia mnie jednak, czy bedzie on z kobietą czy niekoniecznie? Wiesz dlaczego o to pytam :D Ja też się dawno nie odzywałam. A tym, że zdarza ci się dłużej nie pisać komentarza - rozumiem. W sobotnio-niedzielną noc każdy pada na twarz. Tłumaczą się ci, którym zależy, jak to mawia moja koleżanka :) Co do pierwszej randki. Nie zapomną jej do końca życia. To pewne :P Więc chyba nie była taka zła :P Oliver wiedział, że nie ma co panikować. A ojciec Thomasa jest specyficznym, zimnym typem, którego nawet ja nie lubię.
OdpowiedzUsuńTak. Problemem byli rodzice Szar, a co do przyszłości... Nic nie zdradzę :P A co do naszych kochanych mężczyzn. Fakt, rodzice mogą sprawiać problemy ale jak to dokładnie będzie to się jeszcze okaże :)
Pozdrawiam
LM
Witam,
OdpowiedzUsuńoch podoba mi się ten świat jest fantastyczny... i tak zagoniony w kozi róg...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia